26 września 2006

going out

jesli chodzi o wychodzenie to ja sie "narażam" juz od jakiegos czasu, tzn wychodze sama, probuje isc dalej niz poprzedniego dnia, a jak wychodze z kims to staram sie oddalac jak najdalej potrafie. i to jest ok, to mi ppmaga, ale moj umysl jest tak sprytny ze nie da sie w ten sposob oszukac, dokladnie wiem kiedy mnie to moze złapac i unikam takich sytuacji. to okropne wiem. wiem równiez ze musze sobie sama z tym poradzic. a leczenie?owszem podjełam, bylam juz u kilku specjalistów. w rezultacie nauczyłam sie to jako tako tolerowac w sobie i juz nie uwazam ze zwariowalam , jak to bylo na poczatku. tyle mi pomoglo. teraz zaczynam nowa terapie z bardzo mila babka, czuje ze to w koncu wlasnie to. tym bardziejn ze jako jedyna z nielicznych postawila ultimatum - rok leczenia, a to dla mnie duzo znaczy, jakis okreslony czas podczas ktorego bede sie sprawdzac.wczesniej zaczynałam i nie konczylam bo nie rozumialam ,ze nawet jak poczuje sie lepiej to nie nalezy przerywac terapii. wiecej tego bledu nie popelnie. a tabletki - ni dziekuje, mam niemile doswiadczenia i panicznie sie ich boje. pozdrawiam

Brak komentarzy: