14 grudnia 2006

Są takie chwile...

...kiedy się boje. boję się ze to już koniec, że mnie dopadło. nakręcić się nietrudno. gorzej odkręcić. swoją drogą to ciekawe jak działa taki mechanizm, że zdrowy człowiek nagle zaczyna czuć dyskomfort w każdej sytuacji. nawet nie wiem jak to określić, jak nazwać.

nie dziwię się, że moi bliscy tego nie rozumieją. czasami mam wrażenie, że nawet nie chcą przyjąc do wiadomości, ze w ich miocie jest ktoś słabszy, że ja sobie zwyczajnie nie radzę. T. na moje pytanie, czy to prawda, poweidział, że nie można mieć wszystkiego. nie można. trochę mnie zatkało.

chyba zbyt długo żyłam w kontekście innych osób, wydarzeń. działo się wszystko samo, obok mnie, a ja tylko odgrywałam rolę. dopiero teraz zaczynam to rozumieć. to pomaga.

tak sobie myślę, że nigdy nie dbałam o siebie, o to co robię, jak robię, o to co jem, jak się zachowuję...wydawało mi się wtedy, że tak jak jest, tak musi być. najgorsze jest to, że byłam cholerną konformistką, a uważałam sie za opozycjonistę. te paradoksy! cortazar powiedział, że wszystko co sprzeczne, jest bardzo prawdziwe. chyba w tym tkwi urok człowieka.

13 grudnia 2006

Przykazania nerwicowca - part three

13. Najlepsze co możesz zrobić, to wkurwić się na lęki.

Refleksyjnie

Jestem chora. Zpalenie ucha. Wiedziałam, że branie antybiotyku mnie nie ominie. Całe szczęście było mi już wszystko jedno, tak cholernie bolało, wiec wzięłam tylko z małymi oporami. (na marginesie - poprzedniej nocy nie mogłam zasnąć z bólu i w głowie chodził mi cały czas jeden wyraz- niesubordynowana:)to pewnie a propos ostatnich wydarzeń w samoobronie:))Czuję sie już lepiej. Jestem zdziwiona, że choroba mnie nie przygniotła, ale dała jakąś dziwną energię, nie wiadomo skąd(?) Myślę dużo o tym, co dzieje się na terapii. Może nie widac jakiś(jak to się pisze:) specjalnych postępów, ale w głębi duszy zaczynam czuć, że coś się zmienia. We mnie. W moim życiu. I tak dokoła. O. mówi, że najlepsze co mogę zrobić w swojej sytuacji, to wkurwić się na lęki. Wtedy pójdzie jak po maśle. Tylko, że musiałabym chodzić wkurwiona na okrągło. To prawda, bardzo pomaga wkurw.

Jeszcze nie tak dawno przeglądając stare posty i zaglębiając się we własnych lękach miałam wrażenie, że to nie ja. Chyba nic dziwnego. Trudno tak nagle zaakceptować takie zmiany w życiu. Fakt, że jest się podporządkowanym lękom i natrętnym myślom nie sklania do pozytywnego myślenia i w chwilach refleksji dochodziłam do wniosku, że to nie ja, że to nie moje. Bardzo się zmieniłam przez te doświadczenia. Czasami sobie myślę, że to spadło na mnie po to żebym spokorniała. Nie wiem czy spokorniałam. Na pewno się uspokoiłam. w sensie "globalnym". Od niedawna staję się oazą sama dla siebie. Zaczynam wiele rozumieć i wiem, że to co się stało zwyczajnie musialo się stać, jako konsekwencja wielu wypowiedzianych słów, i tych niewypowiedzianych też...Teraz już wiem, że to wszystko czego się boje jest najbardziej moje, najbardziej we mnie i, że to prawdziwa JA.

28 listopada 2006

Pani Magister???

Obroniłam się. Nie czuję ulgi, szcześcia, tego "czegoś" na co czekałam i wierzyłam, że to się pojawi właśnie teraz. Czuję za to jakby to wszystko się działo poza mną, jakby dotyczyło kogoś zupełnie innego. To smutne. E. ma depresję. Troche mnie to przygniotło. Świat jest taki niesprawiedliwy. Zaczynam myśleć bardzo refleksyjnie.

22 listopada 2006

Oh happy days!




Chciałabym byc taka szczęsliwa cały czas...więc co stoi na przeszkodzie? no własnie! zaczynamy zyc od nowa

przykazania nerwicowca. part two

No własnie, obiecałam, że będzie ciąg dalszy, więc oto i on:

1. Mów to co naprawdę czujesz

2. Nie rób z bliskich współodpowiedzialnych za Twoje problemy. Nie każ im rozumieć Twoich zaburzeń

3. Ustal granicę swojej niezależności

4. Pamiętaj, że jestes dorosły i odpowiedzialny za siebie. nikt nie może mowic ci co masz robic, ani tym bardziej, jak masz "cos" robic. Znasz drogę do domu, więc nie obawiaj się, że sobie sama nie poradzisz.

5. Rób tak, żeby Tobie było dobrze.

6. Myśl o tym, co jest, a nie o tym, co mogłoby być.

7. Pamiętaj, że każdy myśli tylko o swojej dupie.

8. Zeby się coś zmieniło w Twoim zyciu musisz bardzo tego chcieć i "praktykować"

9. Nie myśl tyle, odczuwaj!

10. Kiedy wydaje Ci się, że to juz na pewno koniec, wyjdziesz z tego bez szwanku.

11. To zawsze NIC, tylko NIC.

12. Jestes silniejsza niz Ci sie wydaje.

zmęczenie

Mam w sobie tak głęboko jedn,a myśl...myśl, która czasami mnie nawiedza i nie daje życ dalej. Ta myśl jest wtedy silniejsza ode mnie i cieżko ją wypędzić. Wiecie co to za myśl?

5 listopada 2006

refleksje nerwicowca

wielokrotnie slyszlam, ze mam sie wziac w garsc..tylko co to znaczy?mam sie zlapac za konczyny dolne, podciagnac tylek, zwinac w kulke i zmiescic w swojej dloni?probowalam, to niemozliwe...

oczywiscie moge sporbowac sobie z tego nie zartowac, ale dopoki sam nie doswiadczysz tego poziomu lękow, ktorego doswiadczam ja, kazdego dnia od dwoch lat, dopoty nie bedziesz wiedzial o czym tutaj pisze. chyba ze masz wrazliwosc na najwyzszym poziomie i troche empatii w sobie, to moze bedziesz potrafil choc troche sie w to wczuc. nie, nie dramatyzuje. to swieta prawda-nie zycze takiego doswiadczenia najgorszemu wrogowi.


Idealni ludzie

Gdy patrze przez okno, widze ludzi. Ale nie sa to zwyczajni ludzie. W moich oczach oni wszycy sa idealni. To samo mysle jak widze ludzi przechadzajcych sie po parku, spacerujacych nad jeziorem, czy pomykajacych samochodem, albo przechodniow w miescie. Za najbardziej idealnych uwazam jednak tych, ktorzy maja sile stac w kolejkach w urzedzie, albo w ogromnych kolejkach w hipermarkecie...

Ja już nie jestem idealem. Kiedys tez nim bylam. Tylko, ze nie moge sobie przypomniec, jak to jest nim byc. Nie moge sobie przypomniec za zadne skarby, a tak bardzo bym chciala. Moze gdyby jakims cudem udalo mi sie przypomniec, to moje udreki skonczylyby sie tak szybko, jak sie pojawily?

Gdy patrze przez okno zdarza mi sie zobaczyc sama siebie, w odbiciu. Jaka jestem? Smutna, zmalkontentniala, zmartwiona. Kiedys przegladajac sie w lustrze, widzialam sliczna, silna osobke. Tylko tyle pamietam.

13 października 2006

Mam chyba znowu jakies stany depresyjne, moze to przez to zamiszanie ostatnio. natrectwa wracaja, a juz tak bylo dobrze. chyba troche streacilam wiary ostatnio. zostaje sama ale nie czuje tego optymizmu. wiem, pize troche bez ładu.a zreszta to i tak dla mnie tylko. czuje ze to wszystko mnie zaczyna przerastac. tak jak wtedy w czerwcu, tylko wtedy nie potrafilam tego nazwac i nie wiedzialam ze tak sie to skonczy. momentami zastanwaiam sie czy dam rade, czy nie probuje zrobic czego co jest niemozliwe..

10 października 2006

Dostałam propoycję nowej pracy. Miałabym pracować razem z T. Cieszę się bardzo. Muszę się jednak najpierw obornic. Vholerny dyplom, ciagnie sie to cholerstwo, juz dawno powinnam miec to z głowy. No ale trudno. Mam spieprzona myszka, chyba jednak napoisze dopiero jak sprawie sobie nowa.

30 września 2006

Przykazania nerwicowca

W tym poście przedstawiam pierwsze trzy hasła jakie mają mi przyświecać podczas terapii. Ciężko się wdraża je w życie, szczególnie jeśli się ma "opornych" bliskich, ale przynajmniej mi to pomaga zrozumieć pewne sprawy.

1. Mów to co naprawdę czujesz
2. Nie rób z bliskich współodpowiedzialnych za Twoje problemy. Nie każ im rozumieć Twoich zaburzeń
3. Ustal granicę swojej niezależności

CDN...

26 września 2006

going out

jesli chodzi o wychodzenie to ja sie "narażam" juz od jakiegos czasu, tzn wychodze sama, probuje isc dalej niz poprzedniego dnia, a jak wychodze z kims to staram sie oddalac jak najdalej potrafie. i to jest ok, to mi ppmaga, ale moj umysl jest tak sprytny ze nie da sie w ten sposob oszukac, dokladnie wiem kiedy mnie to moze złapac i unikam takich sytuacji. to okropne wiem. wiem równiez ze musze sobie sama z tym poradzic. a leczenie?owszem podjełam, bylam juz u kilku specjalistów. w rezultacie nauczyłam sie to jako tako tolerowac w sobie i juz nie uwazam ze zwariowalam , jak to bylo na poczatku. tyle mi pomoglo. teraz zaczynam nowa terapie z bardzo mila babka, czuje ze to w koncu wlasnie to. tym bardziejn ze jako jedyna z nielicznych postawila ultimatum - rok leczenia, a to dla mnie duzo znaczy, jakis okreslony czas podczas ktorego bede sie sprawdzac.wczesniej zaczynałam i nie konczylam bo nie rozumialam ,ze nawet jak poczuje sie lepiej to nie nalezy przerywac terapii. wiecej tego bledu nie popelnie. a tabletki - ni dziekuje, mam niemile doswiadczenia i panicznie sie ich boje. pozdrawiam

Cholerna nerwica

Wiem, ze należy o tym nie myślec, ze nie nalezy z tym walczyc, bo wtedy im bardziej tego nie chce, tym szybciej tego doświadczam..wiem ze powinnam znalezc w sobie tyle siły ile jest to możliwe. Miałam apogeum ataków w czerwcu. Wcześniej zdiagnozowano mi natręctwa i nerwicę lękową, ale z tym dało się zyc, po cieżkim roku przykrych doswiadczen powoli stawalam na nogi: podjełam prace, dalej studiowalam, zamieszkalam z facetem i wlasnie w tym momencie dostalam ataku, dac spokojnie przez miasto. Nie bede tego opisywac, bo na pewno znacie to ze swych dposwiadczen. Dopiero po tym ataku dowiedzialam sie co to takiego ataki paniki i przestalam wychodzic z domu. Szesliwie udalo mi sie skonczyc studia, czekam jedynie na termin obrony. Przestalam jednak pracowac, wyprowadzilam sie od faceta, bop ten pracowal a ja balam sie sama siedziec w domu. Cale moje zycie legło w gruzach, wszystko co myslalam, caly pozytyw jaki udalo mi sie osiagnac gdzies zniknal, zginał bez sladu. Od czerwca nie wychodze sama do miasta, nie przebywam z obcymi ludzmi. Powoli malymi kroczkami nauczylam sie sama wychodzic z psem, ze smieciami i do sklepu. Teraz pracuje w domu, marne pieniadze, ale przynajmnie czuje sie potrzebna. Dostalam jednak propozycje od szefa, by wrocic do biura, bo sobie beze mnie nie radzi. Bardzo tego chce, ale to wiaze sie z powrotem do innego miasta i zamieszkaniem z powrotem z T., co mnie bardzo cieszy. Cały czas mam w głowie jedna mysl- jak sobie poradze? Co bedzie jesli dostane ataku, c bedzie jesli nerwy nie pozwola mi pracowac, cpo bedzie jesl sie zlamie? boje sie ze po tym juz zupelnie sie zalamie i powrot do normalnego zycia bedzie wtedy o wiele trudniejszy. Jestem zrozpaczona...
Pracuję dla Ch. w domu od jakiegoś czasu. Wcześniej jak pracowałam w biurze nie było źle. Teraz się jednak tego boje. Właściwie nie wiem dlaczego brak ataków uzależniam od przebywania w pobliżu bliskiej osoby. Przeciez wiem, że oni i tak nie bedą potrafili mi pomóc. Fakt, moge złapac kogos za reke, przytulic, ale przeciez od czerwca, od ostatniego ataku nie mialam jeszcze jego nawrotów...i nie prosilam nikogo o uspokojenie mnie. Czego się wiec boje>?Boje sie najbardziej lęku przed lękiem. To mi najbardziej lezy i o tym codziennie mysle...jak długo bede sie jeszcze bała?
Mam mozliwosć powrotu do pracy i bardzo mnie to cieszy. Wroce do T. , nie bede miala skrzeczącej i wiecznie obwiniającej mnie o wszystko M. Powinnam byc wniebowzięta...i jestem, ale to cholerne ALE!!! Zaczynam autoterapie -bede sobie codziennie mówic, bo tak przeciez jest, ze dam sobie rade ze swym strachem, ze go pokonam. Nie chce jednak z nim wlaczyc, chce tylko o nim zapomniec...Głowa do góry!!!!

25 września 2006

Dzis był dobry dzien. Dzwonił Ch., pytał czy czuje sie na siłach by wrócic do biura. To dla mnie trudna decyzja, ale wiem ze musze zdecydowac sama co zrobic. Nikt mi nie moze pomoc. Za miesiac mam wrocic do pracy. Moze za trzy tygodnie. Wiem ze sie uda. Po prostu musi. W koncu to tylko nerwica:)
Czuję poprawę. Naprawdę czuję się lepiej. M. tego nie widzi i jak zwykle mnie obiwnia za to ze posprzątała "za mnie". Nie poddam się, teraz to wiem.

22 września 2006

Terapie

Zrezygnowałam z terapii...Nie wiem dlaczego, durne posunięcia robione po omacku, w furii, w złości. Nikogo nie winię, oprócz siebie. Ale wiadomo, że to byłoby i tak zbyt uciazliwe. Gdybym miała tam swoje miejksce, to pewnie nawet nie przyszlo mi to do głowy. Trudno. I tak czułam ze mi to niewiele pomoze. Mam tylko wyrzuty sumienia, bo tamta byla przynajmniej refundowana przez nfz.
Zaczelam nowa terapię. Na razie niec nie mowie. W kazdym razie ma trwac rok. raz w tygodniu z O. na dywaniku bede wywalac swoje brudy . Ma pomoc. M. mówi ze jej pomogla, choc leczy sie dopiero od maja. Zobaczymy. Jest kolejna nadzieja.
Dzis ma byc dzien relaksu, wiec o terapii ani wicej słowa. Przyjezdza po poludnoiu T. i zabiera mnie wreszcie. Milego weekendu.

16 sierpnia 2006

Niedugo miną dwa miesiące a ja wciąż pamiętam. Wrzesień niebawem dotknie mnie swymi zimnym,i dłońmi. Boję się okrutnie się boję. Najbardziej tego ze kiedys zwariuje, ale przeciez to niemozliwe?Kazdy dzien jest zmaganiem sie z tymi okropnymi myslami. Czasami bywa spokojniej bez paniki , czasami tam wewqnatrz dzieja sie takie dziwne rzseczy ze sie ich boje. Nic mi nie jest, powtarzam ciagle w głowie. Znudzona fraza. Nienawidzę jej.
Niby sie polepszyło. Wychodze sama z domu z psem i nawert mama nie musi patrzeć prze okno. Penie ze się boję ale staram sie nad tym panować. Wkurw na ten lęk pomaga najbardziej. Bo niby dlaczego miałoby mi się cos stac?przeciez jak siedze w domu z mama to ona i tak zajmuje sie swoimi sprawami, ja swoimi, kazda zaszyta w swoim pokoju. Ale mimo to jak zostaje sama na chwile, to mysli te nie pozwalaja mi funkcjonowac tak samo jak wtedy gdy ma swaidomosc ze ktos jest obok. Ktos kogo moge zlapac za reke.
Najbardziej boje sie tego ze na terapii nie bedzie kogos, kogo nie bede sie bala i bede go mogla zlapac za reke, "tak w razie w". Boje sie ze mnie zlapie i zanim grzes dojedzie z gdanska zwariuje tam z tego bolu psychicznego. Ale grzes mowi ze przeciez oni musza miec tam takie techniki ze w mig pozwoli mi to zapomiec o lęku i o tym ze jesteM, tam bez nich. A moze poznam tam kogos przy kim bede sie czula bezpieczna?i wytrwam ten miesiac a pozniej obronie sie spokojnie i wreoce do pracy. Znjde jakas druga i bede z siebie dumna?bede pracowac bez ustanku az w koncu zapomne ze sie bałam, ale na razie tak bardzo sie boje...

27 lipca 2006

Sadness

Źle się czuję z tym wszystkim. Chce mi się wyć, ryczeć, płakać. Może sie użalam się nad sobą ale momentami nie chce mi się żyć. Nie potrafię rozmawiać już z ludźmi. Gdzie jestem, nigdy taka nie byłam, zawsze potrafiłam spojrzeć optymistycznie na wszystko. Świat mi się zawalił. Jeszcze wczoraj po wizycie u Pani Małgosi uśmiechałam się i wierzyłam ze to wszystko przejdzie niebawem.
Może teraz to tylko przez pracę, może dlatego że nie potrafie jej napisać. Marzyło mi się, że najpierw mgr później terapia w sopocie i problemy znikną. Wrócę do pracy. Muszę dać radę, przecież to nie jest takie trudne. Przecież tak żyje tysiące ludzi i dają sobie radę. Dlaczego mnie to spotkało.

19 lipca 2006

Wrociłam z Gdańska. Byłam u Pani Małgosi. Jak od niej wychodzę to czuję się lepiej, czuję dużo siły w sobie i wierzę, że te dolegliwości przejdą tak szybko jak mnie dopadły. Mam się narażać, wychodzić sama, wydłużać dystans spacerów. Postaram się, muszę wierzyć w siebie. Jest ciężko, ale przejdzie. Musi przejść. Boję się. Od września prawdopodobnie psychoterapia w sopocie. Pomoże?
Minął miesiąc od ataku. Dochodzę do siebie, chociaż nadal trudno mi o tym zapomnieć, ale najbliźsi starają się mnie przwrócić na ziemię. Nie mogę narzekać, nie zostawia mnie samej.
Wiem, że warto żyć, ale żebym mogła się cieszyć pełnią życia musze przezwyciężyć swoje lęki. Na razie jestem więźniem samej siebie, swojego umysłu.
Teraz czuję, że wyzdrowienie jest możliwe. Nie od razu, ale jest w zasięgu moich możliwości. Chciałabym tylko byc spokojniejsza.
Dziś po raz pierwszy spróbowałam sesji medytacyjnej. Niecierpliwiłam sie, ale rzeczywiście schemat medytacji jest taki jak napisala Brownyn Fox. Chciałabym żeby mi sie udało tak jak niektórym, nielicznym.